Ostatnio doszedłem do wniosku, że najłatwiej odróżnić Milenialsa od przedstawiciela generacji Z, pytając go o pierwsze doświadczenia z telefonem komórkowym. To fascynujące, gdy pomyslę, że obecni studenci (a nawet i osoby po studiach) obcowały z tym urzadzeniem już w przedszkolu.
Większość życia spędziłem bez telefonu komórkowego. Mój pierwszy telefon otrzymałem pod koniec 2007 roku, gdy miałem (prawie) 18 lat.
Był to Sony Ericsson k510i. W porównaniu z innymi komórkami z tamtego okresu, ten model był raczej ubogi – malutki ekran 1.8″ (o rozdzielczości 160x120 pikseli), aparat 1,3 Mpx, 28 MB pamięci wbudowanej – i to bez możliwości rozszerzenia o kartę pamięci :-(.
Z nowinek technicznych - miał Bluetooth :-)
Sony Ericsson k510i z nieaktywnym starterem Ery
Mimo ogólnego zacofania, był to mój ulubiony telefon. Być może to kwestia fascynacji możliwościami niezwykłej zabawki (gry Java wyglądały niewiele gorzej niż gry z lat dziewięćdziesiątych, które można było ogrywać na komputerach). Kilka lat później, gdy już miałem inny model, nadal używałem go jako telefonu zastępczego. Sumarycznie był w użyciu 9 lat, aż do 2016 roku. I nadal działa!
Ach, Wormsy w Javie. Zamiast się uczyć do matury, cisnąłem w robale na telefonie.
Nigdy nie przywyczaiłem się do telefonów z dotykowym ekranem. Mam wrażenie, że są... bez duszy? Każdy dotykowiec wygląda tak samo - począwszy od bryły, a na systemie operacyjnym skonczywszy.
Do tego niewiarygodnie nieporęczny rozmiar, nie mieszczą się w kieszeni spodni (a niech tylko wypadną z tej kieszeni - bum i ekran do wymiany...). Rozumiem, że wielu osobom duży ekran odpowiada, szczególnie, jeśli często korzystą z sieci w terenie. Ja jednak nie posiadam pakietu internetowego w telefonie, zaś surfując po sieci w domu zdecydowanie wolę mieć przed oczami monitor komputera.
Rok powstania: 2022.
Ta strona została wykonana w notatniku.